Wielkanoc sie zbliza duzymi krokami...teskni czlowiek za malowaniem jajek. Wiec jak nadazyla sie okazja, by pobawic sie jak dziecko, jednoczesnie nauczyc sie czegos nowego - poszlam z kolezanka z pracy do kogos kto robi to od lat....zabawa byla na sto dwa, a nauka od podstaw: najpierw - jak zrobic w jajku dziurke, by nie rozgniesc go na mus....oj, nie takie latwe....wypompowywanie bialka i zotlka mala pompka z igla juz bylo bardziej relaksujace, w nagrode Rosanne zrobila nam omlet!
Potem trzeba "podpiec" pusta juz skprupke - po pierwsze by wysuszyc, po drugie wydezynfekowac...odliczmy glosno...5..4...3..2..1..BUM...niestety, ta skorupka wybuchla...na szczesie byla pusta, to nie mamy jajecznicy w mikrofali....nastepny tuzin poszedl gladko.
Teraz juz tylko olowkiem naszkicowac wzor...i nareszzcie zabawa z woskiem....
Po "namalowaniu" pierwszego wzoru, trzeba jajko umoczyc w pierwszym kolorze....potem nakladamy woskiem drugi wzor - znow do malowania itd, az stwierdzimy...ze juz wystarczy.
Ta-dam....i oto efekt koncowy....Bardzo to wszystko czasochlonne dla laika wiec przez 4 godziny udalo mi sie raptem stworzyc 2 jajka...ale i tak uwazam, ze to wyczyn....
Milej zabawy, bo smacznego dzis chyba nie moge zyczyc, chyba, ze komus wyjdzie super omlet albo extra jajecznica z 12-stu jaj!!!