Tak! Dzis bedzie troche z innej beczki. Enchilady czekaly i sie nie doczekaly, a wyprzedzilo je malowanie kwiatkow... zabawilam sie w malarza. Swietna sprawa, szczegolnie, ze robisz to w gronie znajomych, przy kieliszku dobrego wina i pod okiem nauczyciela- artysty.
Zaczelo sie wiec tak.....od od bialego tla....
Jak widac na zalaczonym obrazku, winko jest niezbednym atrybutem malarza...Farbki narazie jeszcze zakryte. Za chwile nauczyciel-atrysta rozpoczal klase...
Najpiwerw malujemy tlo...mieszamy ciemny niebieski, z jasmym niebieskim i wplatamy w to kolor bialy. malujemy tak by caly material byl pokryty farba. malujemy tez boki obrazu....
Powiem szczerze, ze wczoraj jak patrzylam na to tlo z bliska, wygladalo lepiej. Dzis patrze na to krytycznym okiem i uwazam, ze powinnam rozmazac bardziej te biala kreche...coz....po czasie. W tym momencie musielismy pozostawic obraz do wysuszenia...przerwa wiec byla na pogawedke, dolanie wina i mala przkaske z owocow, krakersow i sera. OK, nauczyciel wola nas to kolejnego etapu: malujemy trawe!!!!
No, z ta trawa wyglada juz lepiej....wiecej kolorow, bardziej dramatycznie...mi sie podoba, a Wma? Nastapila kolejna przerwa na wysychanie farb a nawadnianie nas.....i...wracamy do malowania...teraz glowki kwiatkow...takie makoweczki, ale roznokolorowe, ale tylko koleczka, bez widocznych platkow...
Tym razem nie musimy robic przerwy, bo pozostaly nam tylko cienkie lodyzki....nie wiem dlaczego, ale zamiast zielonych, malowalismy je jako niebieskie....wyszly mi takie troche za grube, krowiaste, ale prosze panstwa, pomijajac szkole podstawowa to moj pierwszy w zyciu obraz pastelowy...wiec wybaczcie mi....
jak na pierwszy raz to mysle, ze calkiem niezle. Sama klepie sie po plecach. dave przezywa mnie "VON B". a niech sie smieje, a obrazek i tak powiesze w sypialni gosci....tam, bo kolorystycznie tam pasuje!