Sunday, April 21, 2013

Lasagna

Po wloskiej uczcie u Franka, Dave poposil o cos innego z wloskiej kuchi - wlasnie o Lasagn-ie. Dawno juz Mu obiecywalam, i nawet specjalnie kupilam extra-deep dish - 4" to ponad 10cm gleobokosci, by wreszcie moc zrobic porzadne 3 warstwy.



Tak wiec zaczelam od czosnku - cala glowke na taka miche trzeba bylo, starlam go na specjalnej tarce do czosnku:

Potem przyszedl czas na miesko: 6 funtow (ok 2,5 kg) zmielonej wolowiny, do tego 3 wielkie cebule pokrojone w kostke, usmazyc i dodac 28oz puszke pomidow, puszke sosu pomidorowego i dwie puszki koncentratu pomidorowego, plus wszelkie mozliwe przyprawy, ja dodalam:sol, pieprz, tymianek, rozmaryn, koperek, szczypiorek, szlwie i pietruszke zielona..
 Potem ugotowalam makaronow platy, oraz zrobilam bialy sos: 3 funty (1,5 kg) seru riccotta + 3 jajka i zaczelam to wszystko ukladac w warstwy. Poszlo tak:
Wysmarowac forme tluszczem, dodac szklanke sosu miesnego, makarony....
sos miesny,
sos serowy....
 posypac serem parmezan, makaron, sos miesny, sos serowy, parmezan, makaron, sos miesmy sos serowy....STOP. Tearaz przykryc folia i wlozyc do nagrzanego piekarnika na 45 min. Odkryc i piec kolejne 15 min, lub az bedzie "bablowac" na bokach. Teraz wyjac i posypac gruba warstwa sera mozzarella.....
 Zapiec.....wyjac z piekarnika, odczekac 30 min....Nalac czerwone wino do kieliszkow....
 ukrojic gruby kawalek...
 albo dwa cienkie,,,,
Smacznego.....

Sunday, April 14, 2013

Wloska uczta u Franka

Dzis bedzie jedzonko, ale nie moje. Mam takiego sympatycznego sasiada, ktory bardzo lubi pichcic. A ze jest po rozwodzie, a corka 20-kilku letnia zadko bywa w domu, wiec czesto zalapujemy sie na Franka grila. Raz do roku Franek robi wielka uczte dla znajomych z kosciola i my jako sasiedzi tez sie zalapujemy. Franek, jako ze mama byla Wloszka, uwielbia wloskie jedzenie, wiec czasami takie gotuje. Na impreze zaprosil 50 osob, wiec galeczki robil od miesiaca i zamrazal.  Zrobil ich 100 sztuk! Do galek oczywiscie byly makarony. Przewaznie robil spagetti, a tym razem byly rurki (Penne) z domowym sosem pomidorowym, ktory Franek gotowal w sobote od rana.



We piatek zrobil 5 wielkich Braciole (zwijane mieso wolowe nadziewane), ktore obsmazyl, a potem upiekl w piekarniuku w sobote:




Do tego byla salata i oczywiscie chleb czosnkowy:


Najlepszy "kompot" (to od Magi) to oczywiscie czerwone winko - kalifronijskie, tym razem:
Dziekujemy Franek!!!!

Friday, April 5, 2013

Malarstwo - czyli pozywienie dla duszy

Tak! Dzis bedzie troche z innej beczki. Enchilady czekaly i sie nie doczekaly, a wyprzedzilo je malowanie kwiatkow... zabawilam sie w malarza. Swietna sprawa, szczegolnie, ze robisz to w gronie znajomych, przy kieliszku dobrego wina i pod okiem nauczyciela- artysty.
Zaczelo sie wiec tak.....od od bialego tla....


Jak widac na zalaczonym obrazku, winko jest niezbednym atrybutem malarza...Farbki narazie jeszcze zakryte. Za chwile nauczyciel-atrysta rozpoczal klase...
Najpiwerw malujemy tlo...mieszamy ciemny niebieski, z jasmym niebieskim i wplatamy w to kolor bialy. malujemy tak by caly material byl pokryty farba. malujemy tez boki obrazu....


Powiem szczerze, ze wczoraj jak patrzylam na to tlo z bliska, wygladalo lepiej. Dzis patrze na to krytycznym okiem i uwazam, ze powinnam rozmazac bardziej te biala kreche...coz....po czasie. W tym momencie musielismy pozostawic obraz do wysuszenia...przerwa wiec byla na pogawedke, dolanie wina i mala przkaske z owocow, krakersow i sera. OK, nauczyciel wola nas to kolejnego etapu: malujemy trawe!!!!


No, z ta trawa wyglada juz lepiej....wiecej kolorow, bardziej dramatycznie...mi sie podoba, a Wma? Nastapila kolejna przerwa na wysychanie farb a nawadnianie nas.....i...wracamy do malowania...teraz glowki kwiatkow...takie makoweczki, ale roznokolorowe, ale tylko koleczka, bez widocznych platkow...

Tym razem nie musimy robic przerwy, bo pozostaly nam tylko cienkie lodyzki....nie wiem dlaczego, ale zamiast zielonych, malowalismy je jako niebieskie....wyszly mi takie troche za grube, krowiaste, ale prosze panstwa, pomijajac szkole podstawowa to moj pierwszy w zyciu obraz pastelowy...wiec wybaczcie mi....
jak na pierwszy raz to mysle, ze calkiem niezle. Sama klepie sie po plecach. dave przezywa mnie "VON B". a niech sie smieje, a obrazek i tak powiesze w sypialni gosci....tam, bo kolorystycznie tam pasuje!